Nasza miłość do psów zaczęła się dużo wcześniej, niż w naszym domu pojawiła się pierwsza chihuahua. Psy towarzyszyły nam od zawsze – były członkami rodziny, przyjaciółmi, powiernikami codziennych radości i smutków. Nigdy nie były „zwierzętami domowymi” – od początku wiedzieliśmy, że bez nich nasz dom nie byłby pełny, są pełnoprawnymi członkami naszej rodziny.
W 2011 roku w naszym życiu pojawiła się Rywka – Sasha Girl Tamagra, sznaucerka miniaturowa, która odmieniła nasze spojrzenie na kynologię. To właśnie z nią zaczęła się nasza przygoda z wystawami i prawdziwym poznawaniem świata psów rasowych. Wkrótce moja mama całkowicie dała się wciągnąć w tę pasję – w 2013 roku założyła swoją malutką hodowlę sznaucerów miniaturowych czarnych, zarejestrowaną oczywiście w Związku Kynologicznym w Polsce (ZKwP). To były cudowne lata – pełne emocji, nauki i wspólnych wyjazdów na wystawy, gdzie poznawaliśmy niezwykłych ludzi, dla których psy są czymś więcej.
W 2018 roku przyszedł moment, kiedy i ja zapragnęłam mieć swojego własnego psa – takiego, który byłby moim cieniem, towarzyszył mi dosłownie wszędzie i wypełniał każdy dzień. Po długich poszukiwaniach, rozmowach z hodowcami i czytaniu o różnych rasach, mój wybór padł na chihuahua. Ich temperament, ogromne serce zamknięte w maleńkim ciele i urok osobisty zupełnie mnie oczarowały.
I wtedy pojawiła się ona – mała, drobna kuleczka, którą zobaczyłam w ogłoszeniu. "Stary typ", stare czeskie linie, długa kufa i te sprawy. Zdecydowanie odbiegała od tego co obecnie "modne i pożądane". Była gotowa do odbioru, a do hodowli mieliśmy całkiem blisko. Nie zastanawialiśmy się długo – pojechaliśmy po nią. Nie szukaliśmy psa wystawowego, Candy miała być po prostu moją ukochaną towarzyszką. Jednak już od pierwszych dni było widać, że to wyjątkowa sunia – pewna siebie, radosna, z ogromną osobowością. Hodowczyni wspomniała, że gdybyśmy kiedyś zechcieli spróbować sił na wystawach, to mała spokojnie da sobie radę. Wtedy jeszcze nie sądziłam, że to słowa, które całkowicie zmienią nasze życie.
Z czasem przepadliśmy… całkowicie i bez reszty. Candy całkowicie nas oczarowała. Jej charakter, mądrość i radość życia sprawiły, że zaczęliśmy marzyć o tym, by w naszym domu pojawiła się jeszcze jedna taka wyjątkowa chihuahua.
Kiedy Candy skończyła dwa lata, postanowiliśmy zrobić krok dalej – uzyskać uprawnienia hodowlane i w przyszłości powitać na świecie nasze pierwsze maluszki. W międzyczasie rozpoczęły się poszukiwania idealnego reproduktora – wszystko zaczęło się układać.
I tak 24 sierpnia 2020 roku, jeszcze pod szyldem hodowli mojej mamy – Richawazkortow (FCI) – przyszedł na świat nasz pierwszy miot chihuahua. Maluchy były dziećmi naszej Candy - Betti Krislass i pięknego Montiego - Senor Romero Angelitos Buenos (wł. Dominika Piech hod. Domi Ventura FCI). Kiedy zobaczyłam te trzy maleńkie, bezbronne istotki, wiedziałam, że to już koniec – przepadłam całkowicie. Z czasem każda z nich zaczęła pokazywać nam swój cudowny charakter, który odziedziczyły po rodzicach. Jedna z nich została z nami – nasza ukochana Ariana Richawazkortow, czyli po prostu Cookie.
wł. Zuzanna Piotrowska
wł. Dominika Piech hod. Domi Ventura (FCI)
To właśnie wtedy podjęłam decyzję, że chcę poświęcić się temu w pełni. Zarejestrowałam się w wrocławskim oddziale ZKwP, złożyłam wniosek o własny przydomek hodowlany i tak oficjalnie narodziła się Hodowla Tamagotchi FCI.
Dziś nasza hodowla to przede wszystkim rodzina – mała, zżyta, pełna miłości do psów i do siebie nawzajem. Każdy nasz maluch od pierwszych chwil jest otoczony ciepłem, dotykiem i uwagą. Wychowujemy nasze szczenięta z sercem, tak jak wychowywalibyśmy własne dzieci – z szacunkiem, cierpliwością i ogromną miłością. Każde życie, które przyszło na świat w naszym domu, zostawia w nim cząstkę siebie. A my – cząstkę siebie zostawiamy w każdym z nich.
Dla nas hodowla to pasja, która łączy pokolenia, daje radość i uczy pokory. A każdy nowy opiekun naszych chihuahua staje się częścią tej pięknej historii, która wciąż się pisze – z miłości do psów, z serca, które bije w rytmie Tamagotchi…